INFORMATOR MORSKI - wszystko czego szukasz na jednej stronie...
Na skróty: zawody | prognoza pogody | opłaty | ODZIEŻ WŁADEK TEAM
Nowe rozporządzenie Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej z dnia 4 listopada (pisał o nim Marek Szymański w numerze styczniowym) dotyczące rybołówstwa rekreacyjnego radykalnie zmieniło sytuację osób wędkujących na wewnętrznych wodach morskich. Teraz w okresie od 15 września do ostatniego dnia lutego w ogóle nie wolno tu spinningować, a w godzinach od 17:00 do 7:00 wprowadzony został całkowity zakaz wędkowania. Rozumiem intencje ustawodawcy – ochronę ryb (na przykład sandaczy) przed zakusami kłusowników w okresie zimowym, ale z „wykonaniem” jest już znacznie gorzej.
Patologie w naszym środowisku niestety się zdarzają. Do tej pory najczęściej łowiłem we władysławowskim porcie oraz portach ulokowanych po stronie Zatoki Puckiej. Szczególnie w wakacje niejednokrotnie spotykałem się z sytuacją kiedy moje ulubione okonie, które wymiarowe ewidentnie nie były (morski wymiar ochronny to 20 cm), trafiały do reklamówek tudzież wiaderek kolegów po kiju – niektórzy najwyraźniej nie słyszeli o stosowaniu miarek na łowiskach. Część ludzi łamie prawo umyślne, inni (na przykład wczasowicze) robią to nieświadomie, ale to i tak w żaden sposób ich nie usprawiedliwia. Po kilku kolejnych wizytach w jednej z pobliskich miejscowości i zaobserwowaniu takich praktyk, coś się we mnie zagotowało i – za namową kolegi z Gdańska – złożyłem wizytę w Okręgowym Inspektoracie, by poinformować o wszystkim jego pracownika. Pan wysłuchał mnie z uwagą i narzekał, że ma za mało ludzi, ale w następnych dniach we wspomnianej miejscowości wzmożono kontrolę w porcie. Ostatnio bywałem tam na okoniach w listopadzie oraz grudniu, by stwierdzić, że miarki są już w powszechnym użyciu… A więc jednak można! Wiem też, że w trakcie jednego z minionych sezonów sandaczowych we Władysławowie zdarzali się wędkarze, który po złowieniu „króciaków” szybko biegli do samochodów, aby je tam schować, po czym… jak gdyby nigdy nic wracali na swoją miejscówkę. Ze dwa czy trzy razy spotkałem nawet rasowego szarpakowca twierdzącego, że „gumami nie będzie straszył sandaczy”. I ów człowiek ryby wyciągał, a jakże – tylko ile z nich po drodze okaleczył i ile przez to zdechło? W poprzednich latach na flądrowych zasiadkach na falochronie widywałem delikwentów (pojedyncze osoby) używających trzech wędzisk, z których każdą „uzbrojono” w trzy przypony i haczyki (przy dozwolonych dwóch). W porcie nie brakowało też takich, którzy polowali na śledzie zestawem sześciohaczykowym (przy dozwolonych pięciu).
Tak, nie wszyscy wędkarze postępują uczciwie, ale… Ministerstwo zamiast wypowiedzieć wymienionym praktykom wojnę wybrało drogę najprostszą, prowadzącą po najmniejszej linii oporu, bo tak należy określić „politykę zakazów”. Czy to, że istnieją kretyni, którzy wsiadają za kółka aut będąc pod wpływem alkoholu lub narkotyków oznacza konieczność zakazania prowadzenia samochodów wszystkim kierowcom? Myślę, że przy liczniejszych, regularnych kontrolach i stosowaniu wysokich grzywien (wieści o zdecydowanych działaniach OIRM szybko by się rozeszły) raczej prędzej niż później poradzono by sobie z problemem. Nowe rozporządzenie sprowadza ludzi uprawiających rybołówstwo rekreacyjne do jednego, wspólnego mianownika. Prawda jest taka, że porządnych, trzymających się przepisów wędkarzy zrównano z szarpakowcami (czyli… kłusownikami), co osobiście odbieram jako rzecz wręcz skrajnie obraźliwą i najzwyczajniej w świecie niesprawiedliwą. I jeszcze jedna sprawa: dlaczego ograniczenia wprowadzono już od 15 września – w trakcie trwania, bądź co bądź, kalendarzowego lata? Doprawdy, nie znajduję żadnego, logicznego wytłumaczenia tego faktu…
Jak to wszystko wygląda z perspektywy przeciętnego, „morskiego” moczykija, dla którego surfcasting nie jest ani jedyną, ani nawet najważniejszą dyscypliną (zakazy nie dotyczą plaż)? Wyobraźmy sobie taką oto sytuację: na rok wykupujemy usługę dostarczania internetu, ale w pewnym momencie trwania podpisanej umowy dowiadujemy się, że przez prawie sześć miesięcy w godzinach wieczornych i nocnych korzystać z sieci po prostu nie możemy. To nie jedyne ograniczenie – przez te pół roku jakakolwiek poczta elektroniczna będzie dla nas niedostępna. Jakie byłyby Wasze odczucia? Stara prawda mówi, że nie powinno zmieniać się reguł gry w czasie jej trwania, a w tym przypadku właśnie tak się stało. Bez komentarza pozostawiam już fakt, iż w wielu cywilizowanych, europejskich krajach obywatele za wędkowanie w morzu nie płacą złamanego eurocenta (najczęściej przy znacznie lepszych perspektywach na ryby).
Nie chcę kończyć tekstu negatywnym akcentem. Do końca lutego mam zamiar regularnie odwiedzać „moje” porty polując na sympatyczne pasiaczki. Nadal można to robić legalnie tyle tylko, że do godziny siedemnastej i przy zamianie metody – ze spinningu na lekki grunt z czerwonym robakiem. Z ulubionego hobby nie da się tak po prostu zrezygnować. A w marcu już spinningowanie bez ograniczeń!
Zobacz też:
Wróć na stronę główną morskiego informatora wędkarskiego